Tak więc wzięłam się
ostro do roboty. Przez ostatnie dwie noce (nie żeby całe, ale jednak troszkę
zarwane) stworzyłam „szkic” pierwszego rozdziału pracy licencjackiej. A nie
była to byle jaka robota, gdyż 1.
rozdział zawiera cztery podrozdziały. „Szkic” bo zabawę z prawidłowymi
przypisami itp. zostawiam sobie na koniec rozdziału. Najważniejsze, że do
przodu. :)
Gdy tak po kilku
godzinach tworzenia i kilku zmianach płyt w odtwarzaczu padałam na twarz,
zrodził się pomysł, aby z samego rana podzielić się z Wami tym co najlepsze!
Dobrą muzyką. A nawet jedną z najlepszych- w moim odczuciu. Przecież przez te
godziny zbierania się i w końcu pisania tego licka, ale też i w wielu innych
momentach mojego dnia towarzyszy mi muzyka! Swoją drogą nigdy nie będę potrafiła
zrozumieć, jak można nie lubić muzyki.?
Nie ograniczam się do
jednego gatunku. Czasami zdarza się, że przesłuchuję jedną płytę, a czasem
nawet i piosenkę w kółko, bezwstydnie gwałcąc replay. Ależ jako to miłość
wielka. Od dłuższego czasu zakochana i wierna kilku kochankom. Moja klasyka,
podstawowy repertuar, który zawsze się sprawdzi (uwaga będzie różnorodnie):
Adele- anioł nie
kobieta, a dodatkowo Brytyjka, ja nie potrafię inaczej! Kocham całą sobą
Sam Smith- ten akcent,
ta delikatność,
Dżem- tona sentymentu
oraz to idealne połączenie gatunków
The Dumplings-
zakochana i wierna od 2 lat, kibicuje tym młodym, niekonwencjonalnym artystom
Domowe Melodie- miłość
całkiem świeża, ale intensywna. Ich teksty i teledyski powalają! Totalnie mój
klimat!
Perfect- jest perfect,
zasłuchana w różne wykonania, zakochana w akustycznej wersji utworzonej we
współpracy z Polskim Radiem
Jak Perfect to i
Patrycja Markowska, tuż obok niej Varius Manx (jednak najlepszy ten pierwszy)
Lindsey Stirling- skrzypaczka to mało powiedziane. Artystka przez wielkie A!
Widowiska, jakie tworzy to istna magia.
Uwielbiam również
youtubowe wykonania studyjne grupy Studio Accantus, niestety jeszcze nie dałam
rady wybrać się na żaden występ na żywo, mimo wszystko śledzę kanał i
odsłuchuję co jakiś czas starych ulubieńców. Dosyć często łapię też fazy na
soundtracki (The Little Prince Amelie, The Hobbit,…)
A to jedynie
kropla w moim oceanie na pięciolinii. Gdy dopisuje humor dzień nie obejdzie się
bez utworu zespołu Łąki Łan (to dopiero wariaci!), często również lekko
zarażona przez przyjaciela klikam Kabanosy. Dajcie mi chwilę, a wszędzie znajdę
swoją perełkę!
Jeszcze jedno.
Chociaż to pewnie wiecie. Nie grzeszcie i nie ustawiajcie ulubionej piosenki na
dźwięk budzika. Tak, już po pierwszej pobudce z ukochanej, stanie się ona
znienawidzoną.
Pozdrawiam!